Autorem poniższego opracowania wraz ze zdjęciami jest jest Piotr A. Dybczyński.
Wstęp
Piromanem raczej nie jestem ale ogień fascynował mnie "od zawsze". Od najmłodszych lat stykałem się też z nim regularnie. W domu rodzinnym mieliśmy w każdym pokoju piec kaflowy i od maleńkości przyglądałem się jak codziennie rano Ojciec w nich rozpala, najpierw gazety z drewnem, potem węgiel. Od jesieni za piecem suszyły się porąbane szczapy drewna na rozpałkę rozsiewając żywiczny zapach.
Bardzo szybko zacząłem Ojcu pomagać i gdzieś koło dziesiątego roku życia przejąłem codzienne rozpalanie, na rąbanie drewna i noszenie wiader z węglem z piwnicy byłem jeszcze za mały. Mieliśmy też w łazience węglowy piec na wodę do kąpieli - nie kąpaliśmy się więc zbyt często ale za to w czasie kąpieli było w łazience wręcz upiornie gorąco.
Paliłem w piecach praktycznie do wyprowadzenia się z domu po ślubie, na nowym mieszkaniu też był piec kaflowy w pokoju i na dodatek kotlina na drewno lub węgiel w kuchni! Tak więc następne kilkanaście lat paliłem w piecu w swoim domu, o tyle trudniej, że nasze mieszkanie było na piętrze, więc noszenie węgla z piwnicy było uciążliwe. Dość szybko po ślubie założyliśmy więc w naszej łazience gazowy grzejnik na wodę a w kuchni gazową kuchenkę, ale przez pierwszy okres gotowałem pieluchy (tetrowe - to było na początku lat osiemdziesiątych XX wieku) w wielkim kotle na węglowej kotlinie, mieszając je ogromnymi drewnianymi szczypcami!
Wcześniej, w czasach szkolnych, byłem na kilku obozach namiotowych i często pod pretekstem pełnienia warty przesiadywałem do rana przy ognisku, wpatrując się w hipnotyzujące płomyki i przesiąkając zapachem dymu.
Pod koniec lat osiemdziesiątych zamieszkaliśmy wspólnie z Teściową w jej (obecnie naszym) domu, gdzie własnoręcznie rozebrałem trzy piece kaflowe i dwie kotliny (w kuchni i pralni), zastępując je wszystkie centralnym ogrzewaniem, opalanym węglem i koksem. Od tamtego czasu nic się nie zmieniło - co rok jak przychodzą chłody zaczynam palić w piwnicy w piecu CO, zwykle od października do kwietnia. Myślimy o przejściu na gaz, ale to melodia przyszłości.
Od bardzo dawna marzyłem o posiadaniu w domu kominka a od momentu gdy Brat wybudował sobie taki otwarty kominek w domku letniskowym a potem również w mieszkaniu w Warszawie wiedziałem, że muszę to marzenie spełnić. Spędziliśmy przy kominku Brata wiele wspaniałych wieczorów, tak latem jak i zimą, dzieciaki były zafascynowane, ja też.
Tak więc gdy zostaliśmy właścicielami domu i pojawiły się możliwości techniczne zacząłem poszukiwać informacji, zdobywać literaturę, gromadzić z internetu zdjęcia i rysunki różnych kominków i powoli planować budowę własnego.
Projekt "kroczący"
Od początku było jasne, że ma to być kominek tradycyjny czyli otwarty, żadnych "wkładów żeliwnych", szyb itp. Dom ogrzewamy piecem CO a kominek miał być ozdobą i atrakcją w czasie rodzinnych spotkań, np. wigilijnych.
Ponieważ nie jestem fachowcem w tej dziedzinie więc projekt tworzyłem w miarę realizacji poszczególnych etapów, dopasowując go do posiadanych materiałów i możliwości wykonawczych. Bardzo pomocny okazał się pakiet rysunkowy w Open Office, gdzie stworzyłem sobie rysunki cegieł, zarys murów i przewodów kominowych i przesuwając poszczególne elementy "budowałem na sucho". Kilka takich bardzo roboczych rysunków zamieszczam niżej, również w wersji edytowalnej, do ewentualnego wykorzystania.
Pewną pomocą przy budowie i inspiracją do stworzenia tej strony był fajny materiał zamieszczony pod adresem:
http://naszdrewnianydomek.blogspot.com/2011/04/kominek.html
Buduję!
Podstawa
W rogu pokoju na parterze mamy ścianę z dwoma nieużywanymi od kilkunastu lat przewodami kominowymi, zasypanymi gruzem po naprawach dachu i przebudowie komina. Tak więc pierwszy etap to znalezienie i udrożnienie przewodów kominowych. Budowa kominka odbywała się w pokoju cały czas zamieszkanym, stąd na zdjęciach meble, wiklinowy parawan i ochronne folie.
Odkucie i udrożnienie najpierw lewego a potem prawego przewodu kominowego zajęło mi parę dni.
Ostatecznie lewy przewód przeznaczyłem na wentylację (zwykle zamkniętą) a do prawego podłączyłem kominek. Oczywiście jako wrodzony legalista najpierw zdobyłem odpowiednie zezwolenie kominiarskie - nawiasem mówiąc największy jednostkowy wydatek, 300 zł.
Następny etap to wykonanie nawiewu z piwnicy - pokój z kominkiem jest niepodpiwniczony, kilkanaście lat wcześniej w czasie remontu wylałem w nim betonową posadzkę. Po usunięciu fragmentu wykładziny wykułem otwór, wykopałem półmetrowy szybik i przebiłem się do piwnicy pod sąsiednim pomieszczeniem. Gdy kupiłem plastikową rurę, kilka cegieł i szamotów można już było robić pierwsze przymiarki.
Kupiłem też (za ok. 200 zł) stalowy ruszt w kształcie trapezu, do którego potem dopasowywałem wszystkie wymiary kominka.
Po zamurowaniu rury nawiewowej w posadzce i obniżeniu prawego komina ( bo pod paleniskiem kominka zaplanowałem wyczystkę) mozna było przystąpić do projektowania podstawy.
Jak pisałem, projektowanie oznaczało przymiarki cegieł i innych elementów, najpierw na sucho w komputerze | (tu wersja edytowalna pierwszego rysunku) a potem weryfikację "w naturze".
Kominek miał mieć ścianę frontową podstawy i obramowanie paleniska z cegły klinkierowej, ścianki wewnętrzne i boczne ze zwykłych cegieł a palenisko z szamotu.
Pierwszego lipca 2011 miałem już wymurowane pierwsze warstwy podstawy, z osadzonymi blaszanymi drzwiczkami wyczystki i blaszaną kratką nawiewu. Następnego dnia podstawa była skończona.
Płyta paleniska
W hurtowni stali zaopatrzyłem się w sześć metrowych kawałków teownika 50x50 mm (ok. 100 zł) i mogłem przystąpić do projektowania płyty paleniska. Przednia półka miała być ułożona z cegły klinkierowej na "wysoki kant" a dno paleniska ze zwykłej cegły a na niej warstwy szamotu.
W trzynastu cegłach klinkierowych wykonałem "gumówką" nacięcia, dzięki czemu mogłem ułożyć je na dwóch teownikach.
Murowanie wymagało pewnej staranności ale już 15 lipca, na gotowej płycie zacząłem projektować ściany paleniska.
Ściany paleniska, gardziel i szyber
Początkowo planowałem wykończenie obramowania paleniska łukiem ceglanym ale po przemyśleniu i zapoznaniu się z metodami wykonania takiego łuku poddałem się i zdecydowałem na zwykłe prostokątne obramowanie.
Pionowe części ścian były gotowe 22 lipca ale deliberowanie nad poziomym obramowaniem, pochyłą tylną ścianą paleniska oraz konstrukcją gardzieli z szybrem zajęło mi ponad dwa tygodnie. Poziomą belkę z połówek cegieł klinkierowych wykonałem na teowniku tak jak przednią półkę. Za nią, na kolejnym teowniku stanął rząd cegieł szamotowych, stanowiący przednią ścianę gardzieli. Tylną krawędź gardzieli stanowi ostatni teownik, na którym oparłem górną krawędź pochyłej, tylnej ściany paleniska, wykonanej również z szamotu. Jako szyber posłużył kawał grubej stalowej blachy, doszlifowany do pożądanego kształtu gumówką, z dwoma "języczkami" u dołu oraz zamocowanym łańcuchem do podnoszenia i opuszczania. W teowniku stanowiącym przednią, niższą krawędź gardzieli wywierciłem dwa otwory, w które wsuwa się te "języczki" co pozwala na swobodne jego otwieranie i zamykanie poprzez pociąganie łańcuszka.
Komora dymowa
Zanim pociągnąłem w górę ściany kominka wykonałem z rur wodociągowych prowadnicę dla łańcuszka sterującego szybrem. Później, równolegle z frontowymi ścianami kominka murowałem z płytek szamotowych boczne ścianki komory dymowej.
Górne krawędzie ścianek szamotowych wykończyłem kątownikami a powyżej, na ścianach, wykonałem z kątowników półki i w efekcie pierwszego września komora dymowa była gotowa na zamkniecie jej odpowiednio przyciętym arkuszem stalowej blachy.
Po uszczelnieniu połączeń specjalnym uszczelniaczem kominkowym Atlas przystąpiłem do budowy zewnętrznych ścian obudowy komory dymowej kominka z płyt silka.
Do takiego rozwiązania zachęciły mnie bardzo pochlebne opinie o tych płytach znalezione w internecie. Kupiłem dwie płyty o rozmiarach metr na 50 cm i grubości 3 cm, co kosztowało mnie nieco ponad 200 zł. Do tego trzy opakowania (tuby) kleju firmowego.
Płyty są bardzo lekkie, niepylące, obrabia się je bardzo łatwo piłą do drewna, tarnikiem, nawet nożem. Bez problemu i szybko przycinałem i dopasowywałem kolejne elementy obudowy. W międzyczasie pustki w ścianach bocznych wypełniłem piaskiem.
Klejenie płyt też szło szybko i już drugiego września cała obudowa komory dymowej kominka była skończona.
Jeszcze tego samego dnia, nie mogąc się już doczekać efektu końcowego i po pospiesznym, zgrubnym uporządkowaniu placu budowy, zapaliłem pierwszy, malutki, próbny ogienek.
W czasie gdy zaprawa murarska wiązała i wysychała ja wytynkowałem, wyszpachlowałem i pomalowałem sąsiednie ściany. Na wykonanie belki obramowania i obłożenie ścian frontowych kominka płytkami kamiennymi zabrakło już przed zimą czasu. W Wigilię 2011 mogliśmy jednak zasiąść przy prawdziwym ogniu !
To nie koniec
Zimą co jakiś czas rozpalałem w kominku spalając różne resztki drewna (oraz brykiety trocinowe) a w marcu 2012 zakupiłem 3 mp (metry przestrzenne) pociętej i połupanej brzozy. Jeden mp sezonowany, do palenia wiosną, oraz dwa mp świeżego drewna, do wysuszenia latem na ogródku.
Wiosną paliłem w kominku częściej (po wygaszeniu CO) i niestety... okazało się, że z kominkiem jest problem.
Nie wiem z jakiej przyczyny, czy trafiłem na podrobiony czy może przeterminowany klej do płyt silca, w każdym razie zaczął pękać, odpadać, ze szczelin zaczął wyłazić dym - wyglądało to paskudnie.
Same płyty izolowały ciepło skutecznie, ale spoiny były bardzo gorące, no i nieszczelne.
Bardzo rozeźlony, na początku maja 2012, rozmontowałem z powrotem całą obudowę komory dymowej, przy okazji oglądając, jak wygląda w środku po pół roku palenia.
Wzmocniłem boczne ścianki ceglanym murem, zostawiłem tylko pojedynczą izolację z płyty silca na blasze i całość postanowiłem przykryć warstwą betonu komórkowego, wymurowaną z bloczków ytong.
Przy okazji zamontowałem haki do zamocowania belki ozdobnej. Dla oszczędności belkę wykonałem samodzielnie, klejąc ją ze zwykłych deseczek sosnowych. Po zabejcowaniu i polakierowaniu skutecznie udaje starą, dębową belkę.
Ściany kominka zdecydowałem się obłożyć gipsowymi płytkami imitującymi naturalny kamień - tanie i łatwe w obróbce. Po przyklejeniu klejem do płytek zaimpregnowałem je by można było czyścić ściany kominka na mokro.
Pozostała jeszcze do wykonania podłoga - okolice kominka wyłożyłem płytkami z gresu. Na zdjęciu obok, z sierpnia 2012, widać praktycznie koniec pracy - do wykonania zostało jeszcze tylko czyszczenie podstawy z resztek zaprawy i zamontowanie listew przypodłogowych.
Po ponad roku pracy (przy okazji kapitalny remont tego pokoju zrobiłem) mamy "salon" z kominkiem.
Kominek spisuje się bardzo dobrze, nie dymi i nie brudzi. Dzięki swojej konstrukcji (półce nad paleniskiem) jest na prawdę czysty, nawet jak kominiarze czyszczą przewody ani jedna drobinka sadzy nie wpada do pokoju.
Przy rozpalaniu po dłuższej przerwie warto tylko uchylić na chwilkę okno, by ani troszkę dymu nie wyszło na pokój. Potem, jak komin się rozgrzeje, ciąg jest aż za dobry - można przymykać szyber, byle z wyczuciem.
Mam już kupiony kawałek stalowej siatki, z której przy czasie wykonam jeszcze parawan ochronny.
Całkowity koszt wypadł poniżej 1000 zł, do jego budowy zużyłem ok. 30 cegieł klinkierowych i nieco więcej zwykłych, ok. 15 cegieł szamotowych i tyle samo płytek szamotowych, płytę silca, kilka worków zaprawy murarskiej i worek zaprawy szamotowej oraz opisane wyżej teowniki, kątowniki i blachy.